Marsz 100km w 24h. A komu to potrzebne?

Zachód Słońca
Zachód Słońca

Na szkoleniu survivalowym usłyszałem, że marsz na 100 km to w sumie taki długi spacer i, że spokojnie dam radę.Postanowiłem to zrobić. Potem prawie rok pomysł czekał na realizację. Najbardziej mi przeszkadzała myśl o tym, ile będę musiał po takim czymś odespać. Jednak rozpowiedziałem o tym kilku osobom i one dość regularnie się pytały: „no to kiedy?”, „idziesz w końcu?” i takie tam. Więc wziąłem wolny piątek, spakowałem plecak i pojechałem do Nisko leżącego 105 km od Lublina.

Ze względu na to, że wycieczka była krótka nie przykładałem specjalnej uwagi do przygotowań. Trasę miałem usianą różnymi opcjami i nawet dokładnie niezmierzoną. Na początku chciałem dodać sobie utrudnienie ładując cały prowiant i wodę do plecaka. Dobrze, że z tego  zrezygnowałem, bo musiałbym nieść 10l wody i z 6000 kalorii. Nie zdawałem sobie sprawy, ile mi potrzeba na 24 godziny ciągłego marszu przy 28°C.

Ostatecznie pochłonąłem:

  • 9l wody
  • 2l izotonika
  • 1l energetyka
  • 10 różnych batonów
  • 1 czekoladę
  • 1 pizzę
  • 1 zupkę chińską

Wędrówka z Nisko do Janowa Lubelskiego była mimo upału bardzo przyjemna. Pusta ścieżka rowerowa, piękne lasy i pola, różne dziwne miejscowości (Łążek Garncarski). Problemy zaczęły się po wyjściu z Janowa Lubelskiego. Asfaltowa droga była bardzo nieprzyjemna dla stóp. Nie domyślałem się wtedy, że bardziej niż asfalt doskwierają mi dziwne przeszycia w skarpetach „biegowych” z Lidla… To był 55 kilometr, kiedy pierwszy raz pomyślałem, że nie dam rady i może lepiej poszukać busa do domciu. Taka walka wewnętrzna toczyła się na szczęście do samego końca. Chyba najbardziej pomagała mi myśl, że jeśli nie dam rady to nie mam czego szukać w październiku na ultramaratonie bieszczadzkim. Drugą taką myślą było wyobrażanie sobie końca. Zaznaczonej na ekranie GPS kropki oznaczającej metę i zwycięstwo.

Wieczorem na odludnym odcinku jezdni otoczonej polami 2 osoby namawiały mnie na podwózkę. Uprzejmie odmówiłem. A potem nadeszła noc. To co się działo przez te 6 godzin ciemności zapamiętam na długo. Oprócz kilku spotkań z pijanymi ludźmi wracającymi z imprezy i jednego olbrzymiego psa nie było w tej nocnej eskapadzie nic niebezpiecznego, ale to jak odbierał to mój umysł było inną rzeczywistością. Trudno to opisać więc wyliczę tylko shizy:

  • strażak schowany w krzakach (taśma odblaskowa zostawiona na krzaku)
  • odgłosy kroków tuż za mną (przewracający się w plecaku sprzęt)
  • kiedy mówiłem „cichutko” do nóg i je głaskałem  całkowicie przestawały boleć
  • promień latarki zmieniał się w losowy sposób
  • po noszeniu okularów słonecznych przez cały dzień w pewnym momencie w nocy widziałem ich przyciemniony obrys przed oczami, tak jakbym je miał na sobie.

„A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”. Po wschodzie Słońca było już z górki. Doczłapałem do 100 kilometra w Żabiej Woli skąd po chwili zabrała mnie moja wspaniała kobieta. W domu czekało na mnie zimne pyszne piwo (Pinta Lublin to Dublin), ale wypiłem je dopiero po 9h snu. Następnego dnia przespałem ok 12h. Odciski nie pozwalały mi normalnie chodzić przez 4 dni. Po 8 dniach wróciłem do normalnych treningów biegowych.

Jeśli masz propozycję innej trasy marszu lub sam się na taki wybierasz to proszę o informację w komentarzu. Ja pewnie skuszę się na powtórkę w zimie :)

Zapis trasy niestety w dwóch częściach:

3 komentarze

  1. Ja tam tylko robię marsz po browara do sklepu 24h na codzień i nawet od święta, czasem się i 24h wydaje, że maszeruję, ale jest o wiele bliżej, także propsy.

  2. Proponuję Ci trasę Biegu 7 dolin.
    Najlepsi robią w 9 godzin, w 24h spokojnie dasz rade.

  3. Dzięki, mam w planach 100km w Krynicy, zwłaszcza po tym jak fajnie było ostatnio na 36km tej trasy. Problem w tym, że limit czasu wynosi tam 17h, więc nie jest tak łatwo :-)

Możliwość komentowania jest wyłączona.