Najwyrąbistsza książka o wyrębie drzewa i nie tylko

Nie, nie mowa tu o „Porąb i spal” Larsa Myttinga. To nie ten kaliber. Chodzi o dzieło znacznie wspanialsze: Walden, czyli życie w lesie autorstwa Henry’ego Davida Thoreau. Książkę przeczytałem rok temu, a nadal czuję jej obecność w mózgu. To prawie tak jakby piosenka disco polo siedziała mi w głowie 365 dni. Mimo że miałem przed jej przeczytaniem ogromne oczekiwania, nie zawiodłem się.

Henry David Thoreau

Dlaczego byłem tak napalony na tę książkę? Czasami polecamy sobie książki czy filmy, ale sama dobra rekomendacja niewiele znaczy. Za to pojechać w długą podróż biorąc oprócz tej jeszcze tylko jedną książkę (Vagabonding, Rolf Potts), to już coś więcej. Tak zrobił Tim Ferriss przed napisaniem 4-godzinnego tygodnia pracy. Jako że jam jest fanboy Tima, to musiałem dorwać Walden w swoje łapy.

Droga przez archaiczną mękę

Zasiadłem do lektury książki w wersji angielskiej. Czytanie języka wydanej w 1854 roku rozprawy było bardzo powolne i męczące. Jednak wbudowany w Kindle słownik pomagał przezwyciężyć wiele anarchizmów. Z czasem mogłem docenić podniosły, dumny ton rozważań autora.

Jest to historia człowieka, który uciekł z miasta, by spróbować samotnego życia. W marcu 1845 roku z pożyczoną siekierą udał się w pobliże stawu Walden i zaczął budować dom. Uprawiał ziemię, poznawał okolicę, rąbał drewno, odwiedzał miasto Concord, ale przede wszystkim rozmyślał. Pytał o sens gromadzenia dóbr i obnoszenia się bogactwem, o zasadność niektórych presji społecznych. Dzisiaj jest kategoryzowany jako transcendentalista. Jego chatka w odosobnieniu stała się symbolem dla pisarzy. Wielu autorów stwarza sobie podobne warunki, gdy chcą spisać swoje wymarzone wielkie dzieło. Rzadko który spędza w takich warunkach 2 lata, tak jak uczynił Thoreau.

Podczas lektury największym zaskoczeniem była dla mnie ilość fragmentów, które swoją siłą przekazu wręcz zmuszały mnie, do ich zanotowania. Może to zasługa samego języka. W końcu angielski po prostu brzmi lepiej. Udowadniają to teksty większości polskich utworów muzycznych napisane właśnie mową Szekspira, a nie pstrym, choć krasnym polskim. Koniec końców, cytatami zapisałem dwie strony w notatniku. Zapodam teraz moje ułomne tłumaczenie trzech ulubionych.

Wyrąbiste cytaty dla ludności cycatej

Such was not my abode, for I found myself suddenly neighbour to the birds; not by having imprisoned one, but having caged myself near them.

Siedziba ma, tak ulokowana była, że stałem się sąsiadem ptaków. Nie poprzez zamykanie ich w klatce, tylko zamykając siebie w ich pobliżu.

Koleś zbudował sobie chatkę w środku lasu i nad głową ćwierkały mu ptaki. O ile razy jest to lepsze od kupienia sobie ptaszka w klatce? Oporowo lepsze.

I am glad to have drunk water so long, for the same reason that I prefer the natural sky to an opium-eater’s heaven.

Rad jestem, że chłeptałem wodę od dawien dawna. Ten sam ku temu powód, dla którego wolę ja zwyczajne niebo od omamów smakosza opiatów.

Pije wodę, dużo wody. A jeszcze więcej odkąd przeczytałem te słowa. Mimo że zawsze smakuje podobnie, to gasi pragnienie.  Wszystkie inne napoje mają jakieś minusy. Wodę trudno przedawkować i łatwo się nią znudzić. Tylko jak odstawić kawę/wódę/colę/opiaty? Po prostu.

The stove not only took up room and scented the house, but it concealed the fire, and I felt as if I had lost a companion. You can always see a face in the fire.

Piec nie tylko zawłaścił miejsce w izbie i  zapach swój rozsiewał, lecz skrył też płomień. Czułem jakbym kompana stracił. Zawżdy znajdziesz twarz wśród ogniów.   

Patrząc w ogień i słuchając jego dźwięku, spróbuj znaleźć w nim twarz. Tak na siłę. Często robimy to z chmurami albo drzewami w lesie. W końcu coś nam się uwidzi.  Z płomieniami jest bardzo podobnie, tylko bardziej przerażająco.

Whatever my own practice may be, I have no doubt that it is a part of the destiny of the human race, in its gradual improvement, to leave off eating animals, as surely as the savage tribes have left off eating each other when they came in contact with the more civilized.

Moja praktyka w tym miejscu nieważna, lecz nie wątpię, iż losem ludzkiej rasy w jej stopniowych zmianach jest, by zaprzestać jedzenia zwierząt. Tak jak dzikie ludy odstąpiły od zjadania się między sobą, gdy weszły w kontakt z cywilizacją.

Thoreau był za weganizmem w tak odległych czasach. A w obecnym polskim społeczeństwie jest to dalej uważane za rzadki ewenement, kliniczny przypadek hipsterstwa. W ten sposób zachowanie większości spycha mniejszość na margines. Choć akurat w tym przypadku proporcje powoli się zmieniają, zwłaszcza, że moja mama niedawno przeszła na wegetarianizm, tuż po przeczytaniu książki „28 dni do zdrowia”. I z tego powodu mi bardzo cieplutko na serduszku.

Uwagi końcowe

Tak, wiem, to były cztery cytaty. Piłem też wodę z żelazka, czyli wiem, co robię… Nie wiem za to, gdzie znajdę równie prostą i inspirującą historię. Jeśli to się uda, to na pewno nowy podpunkt wyląduje w mojej liście przeczytanych książek. Będę wdzięczny za strumień rekomendacji książkowych w komentarzach.

Pora kończyć ten wywód. Dziękuję, że przeczytałeś do końca, przeczytaj też Walden!

Cytaty z angielskiej wersji zaczerpnięte z : gutenberg.org

Źródło pierwszego zdjęcia: ptwo CC BY 2.0