Warto się mylić. Tym razem myliłem się w kwestii tego, że zapisanie czegoś na papierze może mi w czymś pomóc. Po ponad 3 miesiącach stosowania five minute journal, czyli prostej metody prowadzenia pamiętnika czuję, jak bardzo wiele zmieniła codzienna chwila refleksji.
Dobrze jest spojrzeć na notatki z zeszłego miesiąca i przypomnieć sobie różne wydarzenia, które już w sumie zapomnieliśmy, ale ich przywołanie niesie za sobą przyjemne uczucia. W sumie negatywne uczucia, też warto wspomnieć. Wiemy wtedy, jak wiele nauczyliśmy się ostatnio, jak się zmieniliśmy. A bardzo prosto zapomnieć, jak myśleliśmy i postępowaliśmy kilka tygodni wcześniej.
The Five Minute Journal
Nie pamiętam dokładnie, co mnie skłoniło do rozpoczęcia eksperymentu five minute journal. Jedną z tych rzeczy na pewno był podcast z Robertem Rodriguezem. Opowiadał w nim, jak z pomocą notatnika po wielu latach przypominał swoim dzieciom, jak spędzali wspólnie czas w dzieciństwie (…tyle a tyle lat temu w sobotę puszczaliśmy latawce nad jeziorem i walczyliśmy z wredną wroną o popcorn…). Five minute journal jest może zbyt krótką formą, by zapisywać coś więcej niż jedno zdanie o danym wydarzeniu, ale na początek to wystarcza. Rozbudowane historie można notować gdzie indziej lub liczyć na to, że jedno zdanie wystarczy, by przypomnieć sobie coś więcej.
Jak to działa? Prosto. Piszemy na 3 tematy rano i 2 wieczorem. Na każdy z nich wypisujemy po 2-3 zdania. W sumie to odpowiadamy na pytania.
Rano
- Za co jestem wdzięczny (3 zdania)?
- Co sprawi, że ten dzień będzie wspaniały (3 zdania)?
- Afirmacje (2 zdania)
Wyrażając wdzięczność warto zawrzeć coś banalnego, co zazwyczaj nam umyka. Świeże powietrze, zapach geranium, cokolwiek. Drugi temat można potraktować jako listę zadań lub dodać jakieś małe wyzwania typu „bądź miły dla kolegi z pracy”. Afirmacje to stwierdzenie prawdy czy statusu, np. jestem biegaczem, dobrze się odżywiam, pracuję wydajnie. W sumie różnie to można to wykorzystać. To też najbardziej intymna część całego procesu. W takim sensie, że dla mnie najciężej jest coś tam wpisać.
Wieczorem:
- Co wspaniałego się dzisiaj wydarzyło (3 zdania)?
- Co mógłbym zrobić by ten dzień był lepszy (3 zdania)?
Wieczorem nadchodzi podsumowanie dnia. Sprawdzamy, co udało się zrobić, dlaczego coś się nie udało. Co zrobiliśmy zamiast zaplanowanych rzeczy? Czy znowu popełniliśmy te same błędy? I na tej podstawie tworzymy plan działania. Lub przynajmniej idziemy spać i liczymy, że w czasie snu nieświadomie będziemy nad tym planem pracować. Co zmienia spisanie swoich refleksji? Pogłębia tę refleksję! Wcześniej nie wracałem myślami, do tego, jak minął mi dzień. Dzięki codziennej chwili refleksji trudniej mi wybaczyć sobie robienie tych samych błędów w kółko.
Teraz przejdźmy do rezultatów stosowania metody dzienniczka. A nazwijmy go nawet dzienniczkiem wiejskiego proboszcza.
Strumienie z YouTube
Jeśli przez całe tygodnie marnowałem mnóstwo czasu, na rozrywkę na YouTube, to w końcu muszę coś z tym robić. Co w końcu zrobiłem? Zmodyfikowałem sobie YouTube. Teraz jako stronę główną wyświetla mi tylko listę filmów z subskrypcji. Dodatkowo kolumna z powiązanymi treściami jest usunięta. Dzięki temu rzadziej zdarza mi się zmarnować godziny, zaczynając od odpalenia jednego filmu.
Recepta na wzloty i upadki?
Bez codziennej refleksji nie jesteśmy w stanie wrócić do tego, jak było miesiąc temu. Dziennik nam to umożliwia. A taka refleksja zdaje się dawać jasny obraz postępu, jaki dokonujemy. Wcześniej brakowało mi sposobu na okresy słabości. Odpuszczałem na jakiś czas, by dopiero w pewnym skrajnym momencie powrócić do starań sprzed kryzysu. Wtedy kiedy już byłem na maksa zły na siebie. Teraz spoglądając wstecz, widzę sinusoidę wzlotów i upadków. A patrząc na ostatnie miesiące, widzę stały trend wzrostowy z niewielkimi spadkami, którymi nie sposób się przejmować. Sprawdza się tu jedna z 12 zasad Jordana Petersona „Porównuj się do siebie z wczoraj, a nie do kogoś z dziś.” Jeśli się rozwijasz, to wszystko jest na dobrej drodze. Jest OK!
Szlif asertywny
Kolejny ciekawy przykład to moja praca nad asertywnością. Jako programista słyszę często „Mam zajebisty pomysł do zrealizowania. Startup. Potrzebuję tylko programisty. Kasa. Kasa”. I jeszcze kilka miesięcy temu w większości przypadków moją odpowiedzią było: „Prześlij, przejrzę”. Zauważyłem ten problem w dzienniczku, bo każda taka zgoda skutkowała koniecznością późniejszej odmowy lub niechęcią do projektu. Teraz odpowiadam już zdecydowane „Powodzenia, ale nie ze mną”. Świetnym narzędziem w takich sytuacjach jest „Hell yes, or NO!„. Czyli albo pomysł od razu wyrywa mi rzemienie z onucy, albo mam go w dupie. Po pierwsze dlatego, że 99% pomysłów to jedynie zalążki z mizerną szansą na zwrot z inwestycji. Po drugie nie są to moje pomysły a to one powinny być dla mnie najważniejsze.
Podsumowanie 3 miesięcy stosowania
Jestem bardzo zadowolony z efektów. Z praktyki pisania tak krótkiej formy. Z lekcji, które z tych form wyciągnąłem. Pierwszy notes jest już w połowie zapisany. Zamówiłem drugi w trochę większym formacie i grubszy. Będzie okazja pisać więcej i jeszcze bardziej dopasować metodę pod siebie. W obecnym notesie po wypisaniu zaleconych rzeczy zostawało mi jeszcze dziewięć wolnych linijek. Więc mogłem je dowolnie zagospodarować. Przeważnie zostawały one puste, jednak czasami wypełniałem je czymkolwiek. Najlepiej wychodziło mi to gdy przypominałem sobie, że często polecaną praktyką dla pisarzy jest codzienne pisanie czegoś „nie do publikacji”. Choćby kilku zdań swobodnej ekspresji. Patrzysz przed siebie i piszesz, co się dzieje.
A dzisiaj do dziennika dodam sekcję „Wizualizacja”, na próbę. Przyda się pomyśleć o tym, co chcę zrobić i czy do tego dążę. Widzieć siebie za kilka lat. Do tej pory broniłem się przed takimi wizjami. Trzeba wyjść ze strefy komfortu i spróbować. Mam nadzieję, że naszła Cię chętka na prowadzenie dziennika. Koniecznie daj znać, jak zadziałał u Ciebie i jakie modyfikacje wprowadziłeś!
Aktualizacja: Sekcja „Wizualizacja” nie została ze mna na długo, zastąpiłem ją „Tytułem”, czyli jak najkrótszym podsumowaniem dnia.
Dla ciekawych modyfikacji YouTube: Używam Google Chrome i AdBlock Plus. W ustawieniach AdBlocka można dodać filtr youtube.com##.ytp-ce-element
, który blokuje powiązane wideo. Kolejny dodatek do Chrome zmienia stronę główną, na listę filmów z naszych subskrypcji.