Pisałem już kiedyś o tym jak wytrzymałem 100 dni bez alkoholu. Teraz minął już 600-ny dzień mojej trzeźwości i tym razem mam dla Ciebie historię mojej choroby alkoholowej. Mam nadzieję, że podzielenie się tym pomoże mi poradzić sobie ze wstydem który czuję. To na pewno najtrudniejsze wciśnięcie „opublikuj” w moim życiu.
Zacząłem pić mając jakieś 17 lat. W mojej grupie znajomych był głównym spoiwem spotkań. Miałem w rodzinie i otoczeniu przykłady alkoholizmu ale wolałem pić niż odłączyć się od grupy. Wielokrotnie zdarzyło mi się wymiotować, nie pamiętać części wieczoru, wracać do domu na autopilocie, mówić rzeczy których nie powiedziałbym na trzeźwo. Nie widziałem w tym problemu, nie odczuwałem poważnych konsekwencji. Miałem dobre wyniki w nauce, w pracy. Robiłem różne rzeczy dodatkowe jak ten blog czy bieganie, miałem przyjaciół i dziewczyny. Kilka razy próbowałem marihuany ale nie wciągnąłem się. Podobnie z papierosami. Za to alkohol pomagał mi rozluźnić się przy innych, być bardziej śmiałym, pomagał odreagować stres, strach, wstyd i inne problemy. Każde duże wyzwanie wzmagało chęć napicia się czy „przed” dla rozluźnienia, czy „po” jako nagrodę.
Problem alkoholowy urósł znacząco w czasie pandemii. Gdy nadeszła byłem już dwa lata ojcem bliźniaków, zmęczonym, próbującym utrzymać dawne tempo życia i sprostać nowej roli do której nie czułem się przygotowany. Do tego pracowałem ciężko w pełnej ambicji firmie. I jeszcze wziąłem na siebie większość ryzyka wychodzenia z domu w czasie kolejnych fal zachorowań. Piłem coraz więcej, głównie w weekendy tak żeby dowozić w pracy. Piłem przed komputerem oglądając rzemiosło stolarskie lub debaty na różne tematy. Momentem załamania była tygodniowa kwarantanna gdy z żoną zachorowaliśmy i tydzień siedzieliśmy z dwójką dzieci, zamknięci i przestraszeni, w czterech ścianach mieszkania. Pamiętam, że na półce ustawiłem wtedy 5 butelek po whisky, jako ozdobę czy może trofeum. Strachu nie wypuszczałem na zewnątrz, nie dopuszczałem do siebie myśli, że się boję. Myślałem, że tak trzeba, że trzeba wytrzymać. Gdy piłem ze znajomymi ograniczałem się, żeby niczego nie podejrzewali, żeby zachować pozory. Ukrywałem ile piję przed żoną.
Po kwarantannie czułem już, że chciałbym przestać ale nie podejmowałem jeszcze żadnych działań, za to wzrosła tolerancja na alkohol. Po covidzie zaczęły się kłopoty zdrowotne: depresja, wypalenie zawodowe, kłopoty z pamięcią i koncentracją. Odpocząłem, zacząłem brać antydepresanty i trochę ograniczyłem picie ale nie mogłem przestać całkowicie. Zrzuciłem wszystko na covid i pracę, błądziłem dalej nie chcąc poprosić o pomoc. Potem wybuchła wojna, kolejne źródło strachu. Potem próba zostania stolarzem, jedna praca w IT, potem przerwa, potem kolejna praca w IT. Niskie poczucie własnej wartości, brak akceptacji dla świata, zajmowanie umysłu doomscrollingiem. Zablokowane emocje, ciągle rosnąca lista obowiązków i brak energii do ich wypełniania.
Kilka razy korzystałem z pomocy psychologów i psychoterapeutów ale to były pojedyncze wizyty. Nie uznawałem wtedy uzależnienia, szukałem rozwiązania na wypalenie zawodowe. W czasie jednej z takich wizyt dostałem pytanie „A jak u Pana z alkokolem?” i powiedziałem ile piję, oczywiście trochę zaniżyłem. To był ważny moment konfrontacji, zauważenia jak nałóg mną kieruje, że panuje nade mną. No i przerażenia, że to może czas przestać pić.
Z terapii zrezygnowałem. Szukałem innych rozwiązań w książkach czy podcastach. Przez podcasty „z Ameryki” trafiłem na psylocybinę, która była wtedy badana jako lek na depresję w USA. Znalazłem też reddit na którym ludzie próbowali leczyć się nią na własną rękę lub używać jej rekreacyjnie. Spróbowałem i ja. I faktycznie po takiej sesji czułem się lepiej, przez tydzień czy dwa nie musiałem pić i w jakimś sensie kierowało mnie to na problemy które muszę rozwiązać by wyzdrowieć. Ale działanie się kończyło i potrzebowałem kolejnej dawki. Po trzeciej dawce przeraziłem się, że uzależnię się i od psylocybiny i będę miał kolejny problem. We wspomnianych badaniach dawki były tylko dwie i to ściśle połączone z psychoterapią. Mimo to zażyłem jeszcze pięć razy. Więc jestem też trzeźwiejącym narkomanem, tego też się wstydzę.
Akurat zbliżał się Sylwester a z nim postanowienia noworoczne. Postanowiłem, że w styczniu nie piję, psylocybinę spuściłem w kiblu. Było bardzo cieżko ale nie wypiłem. Za to w lutym nie wytrzymałem i w pierwszy piątek wypiłem znowu. Czułem, że sobie nie radzę, że jest coraz gorzej. Na facebooku zobaczyłem reklamę wyjazdu dla mężczyzn, byłem od razu zdecydowany. To był 4-dniowy wyjazd w góry połączony z warsztatami terapeutycznymi i muzycznymi. Myślałem, że w grupie będzie mi łatwiej… Tam pierwszy raz publicznie powiedziałem „jestem alkoholikiem”. Zetknąłem się tam z wielką dawką dobra, wiary, szczerości, wiedzy i nadziei. Zobaczyłem zupełnie innych ludzi. Poznałem ich problemy. Uwierzyłem, że będzie dobrze. Zauważyłem ile energii poświęcam na porównywanie się z innymi, oceny, pychę. Jednak nie dane mi było dotrwać do końca wyjazdu…
Ważnych doświadczeń i emocji było dla mnie wtedy zdecydowanie za dużo, za intensywnie i byłem wyczerpany lecz nie mogłem przestać wgłębiać się w kolejne kwestie, szukać ostatecznego rozwiązania. Nie spałem całe noce. 3 dnia wpadłem w psychozę, straciłem kontakt z rzeczywistością i wylądowałem w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. Tam uzyskałem pomoc i zobaczyłem kilka przykładów pacjentów. Uświadomiłem sobie, że jestem takim samym człowiekiem jak oni i jeśli nie będę walczył to tak jak oni będę tam stałym gościem. Zostałem wypuszczony po kilku dniach obserwacji. Po powrocie poszedłem na terapię uzależnień i do psychiatry. Terapię kontynuuje, leków na ten moment nie biorę. Powinienem więcej chodzić na AA. Dzisiaj nie piję. Nie palę. Nie biorę. Uznaję tamten wyjazd jako punkt zwrotny, upadek i szanse którą dostałem od losu.
Co zyskałem przez ponad 1,5 roku trzeźwości?
Energię i sprawność umysłową. Znowu jestem w stanie się uczyć, pamiętać i rozwiązywać problemy. Czas spędzony z dziećmi i czerpanie radości z tego czasu. Dziesiątki godzin ważnych rozmów z ukochaną żoną. Świadomość wielu schematów które rządziły moim życiem, w tym mechanizmów uzależnienia. Odczuwanie, przeżywanie i wyrażanie emocji. Nauczyłem się odpoczywać:
- gorąca kąpiel solankowa
- czytanie książki dla przyjemności a nie dla wiedzy i rozwoju
- gotowanie dla innych i wspólne posiłki
- wyjście na wystawę sztuki czy zwiedzanie architektury
Cieszę się z tylu dni trzeźwości i z tylu ważnych zmian w życiu. Psychologia stała się dla mnie najciekawszą dziedziną nauki. Przestałem słuchać ekstremalnej, agresywnej muzyki, już jej nie potrzebuję. Potrafię opanować perfekcjonizm i prokrastynację. Potrafię zaakceptować świat wokół mnie zamiast od próbować się od niego uciec.
Jakie problemy zostały?
Czasami mam wrażenie, że szukam nowych uzależnień. Wciągam się w oglądanie seriali lub kanałów na YouTube, albo objadam się. Narażam się na kontakt z alkoholem uczestnicząc w weselach, spływach kajakowych czy na innych spotkaniach. Piłem piwo 0% z jakimś durnym wytłumaczeniem, że się wtedy mniej wyróżniam. Dalej trudno mi poprosić o pomoc. Zdarza się wpaść w jakieś rozmyślania i krążyć z nimi zamiast odpuścić i działać. Krótko mówiąc proces trwa, żyję się dalej.Do każdego aspektu choroby trzeba powracać wielokrotnie, bo pokonując kolejne bariery widzę siebie z innej perspektywy, odkrywam i przyznaję się do różnych zachowań. Alkohol i psylocybina były rozwiązaniem a problemy zostały. Staram się wytrwale nad nimi pracować i to daje efekty.
Może i przebaczyłem sobie uzależnienie rok temu ale czy teraz też tak czuję? Pokonałem wstyd mówiąc o uzależnieniu rodzinie ale zostało go jeszcze bardzo dużo. Na tyle dużo, że teraz piszę ten wpis. Nie chcę ukrywać tej części siebie, wstydzę się ale chcę pójść dalej. Nie chcę udawać i milczeć. Nie chcę robić z siebie ofiary. Nie próbować zadowolić wszystkich dookoła. Nie zgadywać co ktoś ode mnie chce. Chcę pisać dalej ale długi czas nie mogłem. Czułbym się źle pomijając temat uzależnienia. Wolę powiedzieć otwarcie, stanąć w prawdzie.
Dzięki, że przeczytałeś/przeczytałaś do końca. Pozdrawiam Cię serdecznie. Jeśli też masz problem zgłoś się po profesjonalną pomoc. Jeśli ktoś z Twojej rodziny ma problem to Ty zgłoś się po profesjonalną pomoc dla współuzależnionych. Jeśli chcesz sprawdzić co to znaczy „problem” to jest prosty test (jego szczere wypełnienie jest już mniej proste).
PS Mam świadomość, że alkoholizm dotyka wielu osób w tym pięknym kraju i te tematy mają dla każdego inne znaczenie i przede wszystkim ładunek emocjonalny. Nie staram się tu zadowolić każdego tylko wyrażam swoje myśli. Jeśli masz inne chętnie wysłucham. Tylko zanim opublikujesz komentarz sprawdź czy nie działasz impulsywnie, poczekaj 5 minut.
PPS Dużo łatwiej było mi walczyć z chorobą mając świadomość istnienia różnych problemów i rodzajów ich leczenia. Takimi informacjami dzieliło się wiele osób wewnątrz Netguru. Dziękuję wszystkim zaangażowanym w te działania.
PPPS Inspiracji do tego posta było wiele. Rozmowy z podcastu „Sekielski o nałogach”. Na pewno list do alkoholu Kenji Lopez Alt (jego książka „The Food Lab” to kuchenna skarbnica wiedzy) i pewnie wiele innych przykładów. Do tego 12 krok AA czyli „…staraliśmy się nieść to posłanie innym alkoholikom…”
Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom.Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym. — Albert Camus, Mit Syzyfa
Na koniec kilka fotek które mniej lub bardziej pasują mi do tematu.







Dodaj komentarz